Wbrew temu, co piszą na opakowaniu, nawet nie otarłem się o śmierć. Niby ma te 4 razy więcej kofeiny i rzeczywiście czuć, że ma większą moc niż przelewowa ze Starbunia, ale nie na tyle, żebym nie mógł zasnąć za biurkiem, nie mówiąc już o reanimacji. Może gdybym wypił dwie?
Działanie
Po cichu liczyłem też, że zadziała jak wódka z redbullem - smaczna, nie czuć alkoholu, można pić litrami... A za chwilę nie wiesz nic i budzisz się na dworcu w Katowicach. Bez ubrania.
Miałem nadzieję na bombę z opóźnionym zapłonem, ale nie doczekałem się. W zasadzie to więcej dał mi ostatnio jakiś tani energetyk za 1,99 - po nim odżyłem.
Może jest też tak, że ze względu na swój kawojebczy styl życia uodporniłem się na jakąś standardową dawkę. Dziennie piję 2-3 dorodne kubki mocnej czarnej kawy z dobrego ekspresu ciśnieniowego. Dla przyjemności, nie żeby nie pierdolnąć głową w stół. Tak czy siak, o działaniu Death Wish mogę powiedzieć tyle, że jedna filiżanka nie działa - tego dnia byłem przemęczony, niewyspany i tak mi zostało do wieczora.
Smak

No tu jestem pod dużym wrażeniem, bo myślałem że ze względu na swoją moc, ta kawa będzie po prostu kwaśna. Tak się często dzieje, jak sypniesz za dużo i dasz za mało wody. Tak, wiem - kwasowość zależy też od czasu palenia, tego skąd pochodzi, rodzaju itp., a nie tylko od ilości.
Hardkorowo planowałem wypić ją gorzką, więc wziąłem łyka i mało nie wyplułem. Piliście kiedyś porządne, mocne, włoskie espresso? No to gorzka Death Wish rozwala kubki smakowe i nie wyobrażam sobie espresso w jej wykonaniu. Musiałem ją wypić tak, jak robię to zawsze, czyli z cukrem. Trzema łyżeczkami cukru.
Wsypałem, zamieszałem i powiem wam - smakuje obłędnie, jedna z najlepszych kaw, jakie dane mi było wypić. Nie jest tak specyficzna w smaku, jak starbucksowa, ale w tym właśnie tkwi jej sekret i zdecydowanie bliżej jej do Lavazzy albo Molinari. Tyle, że lepsza. No i musi być słodka. A z mlekiem nie pijam, więc nie wiem.
Zapach
No nie jest zbyt przyjemny... Dobra - jest okropny, serio. Zaciągnąłem się tym "aromatem" zaraz po otwarciu i mogę tylko przytoczyć dyplomatyczny komentarz koleżanki z pracy - "wali, jak dawno nie prane skarpetki".
Ja kocham zapach kawy sekundę po otwarciu i z takim samym podnieceniem oczekiwałem na ten. Zawiodłem się, choć dobrze wiem, że ma to związek z długim czasem palenia kawy. Widzicie - ziarenka są czarne jak somalijscy piraci. Poza tym to czysta robusta, a nie bardziej znana i lubiana arabica, którą każdy kupi za 3 zł w McDonaldzie.
Najważniejsze jednak, że zapach ziaren nie przekłada się na to, co istotne - zapach kawy w filiżance, bo to już byłaby tragedia. W końcu to zapach sprawia, że podświadomie dodajemy lub odejmujemy czemuś, komuś punkty. Kobieta używająca dobrych perfum w 99 procentach warta jest tego, żeby się za nią obejrzeć. I tak samo jest kawą.
Tak naprawdę wszystko zależy od twojej tolerancji na kofeinę i tego, co chcesz tą kofeiną osiągnąć. Jedna porcja powinna cię pobudzić, druga teoretycznie ma działanie odwrotne i dekoncentruje. Zatem jeśli czujesz, że możesz, że po kawie twoje ciśnienie nie skacze jak nasi w Soczi, serce nie wali jak ZOMO po nerach, to ja ci Death Wish polecam i biorę ryzyko na siebie. Nie wiem, gdzie w Polsce można ją dostać, ale na pewno zamówisz ją sobie w Amazonie za 19,99 $.