19 lut 2014

CZASEM LEPIEJ SIĘGNĄĆ PO NARKOTYKI

Tak wygląda willa pewnego meksykańskiego bossa narkotykowego, a zdjęcia pochodzą z przeprowadzonego przez meksykańską policję nalotu na ten dom (pałac?). U nas jak złapią gangstera, to możemy liczyć co najwyżej na żółty pasek w telewizorze i wypowiedź rzecznika policji, bo mafijne MTV Cribs to nie nasze standardy.


No, ale wróćmy do Meksyku - dorobił się chłopak to ma. Tyle, że trochę nielegalnie i teraz pewnie będzie miał trochę gorsze warunki. Podobnie jak kilka tysięcy jego klientów, którzy będą teraz musieli szukać innych źródeł. Nie ma lekko - prowadzisz biznes, zatrudniasz ludzi, zaspokajasz potrzeby konsumentów, oni płacą, ty zarabiasz, ale to wszystko nigdy nie może wyjść na powierzchnię. Podatków, co prawda, nie płacisz, ale to dlatego, że państwo nie pozwala ci prowadzić takiego biznesu. Inaczej byś płacił przecież.

Nie mówię, że koka i hasz miałyby leżeć obok marchewki i szczypiorku na bazarze, ale patrząc na to od strony szkodliwości społecznej, to kradzież bułki ze sklepu czy pieniędzy z portfela jest czymś znacznie bardziej negatywnym w odbiorze niż sprzedaż i posiadanie narkotyków.


No spójrz tylko: okradając kogokolwiek - ściągając roleksa z ręki pana ministra, nie płacąc za paliwo na stacji, zabierając babci rentę  - sprawiasz, że ten ktoś traci, a ty za darmo przywłaszczasz sobie coś, co nie jest twoje. Nie dość, że to nielegalne, to jeszcze jest nie fair.
Dobra, zmieniasz profesję i handlujesz prochami. Też łamiesz kilka przepisów, ale przynajmniej nikomu niczego nie zabierasz. Wręcz przeciwnie - uszczęśliwiasz ludzi (przynajmniej do czasu), bo zaspokajasz ich potrzeby. Ale działasz wbrew władzy, więc jesteś kimś w typie Robin Hooda, który w "słusznej" sprawie próbuje oszukać system. To też jest nielegalne, ale czy jest nie w porządku wobec ludzi, którzy chcą to dostać?

Wygląda to jak odwracanie kota ogonem, ale prawda jest taka, że nikt nas do palenia trawy czy wciągania kresek nie zmusza. Tak samo, jak do picia alkoholu, tylko różnica jest taka, że jeżdżenie po pijaku to u nas sport narodowy i co roku masa przypadkowych ludzi ginie, bo mieli pecha. Na stacji może się skończyć paliwo, kawa i hot-dogi, ale spirytus zawsze się znajdzie. A z ziół to nawet majeranku nie dostaniesz. Gdzie tu logika?
Zupełnie abstrahuję teraz od skutków ubocznych permanentnego picia wódki czy jarania blantów. Co się stanie z takim człowiekiem, to jego sprawa. Sam wybrał. 

Ja patrzę dalej i współczuję ludziom, którzy nie z własnej winy stają się ofiarami. Serio, wolę widzieć leżącego w bramie naćpanego typa z podwiniętym rękawem niż nawalonego cwaniaka za kółkiem czy góniarza próbującego ukraść piwo ze sklepu.