6 wrz 2013

LUBISZ PIWO Z TANKA? ACH NIE WIESZ CO TO...


Piątek nie jest najszczęśliwszym dniem do publikacji wpisów, ale kiedy liczy się czas nie można czekać do niedzieli. A po weekendzie będzie za późno, żeby odwiedzić Warzelnię.

Trochę was prowokuję, bo Warzelnia to po prostu klubo-pubo-kawiarnio-restauracja i jako taka jest otwarta 7 dni w tygodniu. To znaczy będzie, bo otwarta została dopiero wczoraj, a ja przez przypadek byłem jednym z pierwszych klientów.

Staram się nie nudzić was opowieściami o knajpach, bo sam za bardzo nie lubię o nich czytać. No chyba, że lokal wybitnie mnie czymś zachwyci albo jest częścią jakiejś sieci. Ewentualnie jak mi zapłacą - pieniądzem lub obiadem, nie ma znaczenia. Warzelnia spełnia tylko ten pierwszy, ale za to najważniejszy warunek. Urzekła mnie tym, czego na pierwszy rzut oka nie widać i zaprzeczyła teoriom, że liczy się wygląd, a wnętrze nie ma znaczenia. Oj ma i to spore. Bo na Warzelnię nie poświęciłbym nawet sekundy swojego cennego czasu, gdyby nie...

... Tyskie z tanka.

7,50 za duże piwo najlepszej jakości na Starym Rynku? Tylko tam.

Jako jedyna knajpa w Poznaniu, jedna z niewielu w Polsce. Do Tyskiego mam mieszane uczucia, bo Gronie smak ma byle jaki i kojarzy się z moim ojcem, Klasyczne jest świetne (tylko w butelce), a piwo z tanka to jeszcze inna koncepcja i w smaku przypomina marcowe (te z Bierhalle albo butelkowany Miłosław). A dla mnie marcowe = wybitne, więc piłem dopóki starczyło sił. Zapytałem nawet panią właścicielkę, jakich tajemnych mocy musiała użyć, żeby te cysterny tu postawić, a ona do mnie: "poprosić". I już, that's it?! Tak, to wszystko. Nie rozumiem więc, dlaczego inne knajpy karmią swoich klientów przeciętnym w smaku piwem z kegów, kiedy wystarczy "poprosić" i ma się piwo doskonałe, pełnię smaku jak to mówią. No, ale to problem całej reszty, a ja uroczyście deklaruję i przy świadkach przysięgam, że od dziś (w sumie od wczoraj) jak na piwo, to tylko do Warzelni.

... pizza z pieca.

Szynka parmeńska + rukola + parmezan = nie ma lepszego połączenia.

Co bardzo mnie ucieszyło, wybór mają ograniczony prawie do minimum - pięć rodzajów, a jak się nie podoba to wypad. Super, bo nic mnie tak w knajpach nie wkurza, jak wypchane setką rodzajów pizzy menu. W takich momentach mniej znaczy lepiej, serio. Pizzę w końcu wybrała koleżanka, ale okazało się, że jej wybór nie miał właściwie żadnego znaczenia - każda z tych pięciu byłaby równie perfekcyjna. W smaku, w przygotowaniu, w zapachu - szczyt szczytów. Niestety nie potrafię jednym słowem narobić takiego smaku jak potrafi to Makłowicz, ale uwierzcie mi. Przy warzelnianej żadna "najlepsza pizza w mieście" nie jest najlepsza.

... młoda pani właścicielka :)

Warzelnia ma swój ogródek. Co prawda sezon się kończy, ale ogródek to zawsze parę groszy więcej w kasie.

Piętro Warzelni. W aucie podobno nie można jeść, ale może można odjechać.

Wiecie, że nie lubię tworzenia sztucznych barier, więc od razu przeszedłem z Jolą na "ty". Niestety nie zdążyłem cyknąć jej fotki, bo ciągle biegała i ogarniała ten cały bajzel*. Widać, że bardzo jej zależy, żeby to poszło. A ja bardzo kibicuję tym, co rzucają wszystko i idą na swoje. Jola musi odnieść sukces, bo idzie na całość, wie w co wdepnęła, zatrudnia przesympatyczne dziewczyny do pracy za barem i przy stolikach, ma rewelacyjnych kucharzy, świetnie urządzoną knajpę, puszcza muzykę jaką lubię... Ten lokal ma wszystko, żeby stać się miejscem kultowym i prawdopodobnie taki będzie - nawet bez mojego zaangażowania w temat. Ale skoro można to przyspieszyć?

Warzelnia jest tak młodą knajpą, że nie ma ani fun pejcza, ani strony. A jak wpiszecie w google "warzelnia" to wyskoczy wam jakieś poznańskie osiedle - to nie to. Jola powiedziała, że na dniach wszystko zostanie uruchomione, ale szczerze jej powiedziałem, że trochę od dupy strony się za to zabiera - najpierw internety, fejsbuki, znajomi, znajomi znajomych i się niesie, że wielkie otwarcie w piątek. Whisky in the Jar poszło dokładnie tą drogą, zrobiło szum, pospraszało blogerów i są efekty.

No ale! Od czego jestem ja i od czego jesteście Wy. Jako, że Warzelnia póki co słabo ogarnia internety, musimy jej pomóc. Po prostu lajkujcie i szerujcie ten wpis, gdzie się da. Wszystkie pyry obowiązkowo (rodzone i nierodzone), bywalcy (od czasu do czasu bywający) obowiązkowo, turyści (byli jeden raz) obowiązkowo, Warszawa (słoiki i nie-słoiki) obowiązkowo, Wrocław też obowiązkowo :) Reszta - jesteście super, ale będziecie jeszcze bardziej super, kiedy ta notka znajdzie się na Waszych ścianach. Do dzieła zatem!

No i ten... jeśli nie wiecie co robić dziś wieczorem w Poznaniu to już wiecie.

Na pewno Stary Rynek, ale jaki to był numer... Dacie sobie radę.

* bajzel oznacza u mnie miejsce, gdzie coś się dzieje i prawie zawsze ma pozytywne zabarwienie :)

PS. Jola za ten tekst nic mi nie da, a za piwo i pizzę zapłaciłem z własnej kieszeni. Zresztą pewnie nie pamięta, że jestem blogerem. Mówiłem jej, ale poza "aha" nie usłyszałem więcej komplementów ;)