9 wrz 2013

CZEGO WSTYDZĄ SIĘ FACECI?

Dawno nie poruszałem na blogu damsko-męskich tematów. Ale pojawiła się okazja, bo pojawił się Krzysiek. Krzychu to taki stary, dobry kumpel ze studiów. Pięć lat zeszło, jak się widzieliśmy ostatni raz. Na szczęście to ten typ kumpla, z którym można pół wieku nie gadać, a i tak zawsze jest o czym. Wiecie, te same charaktery, te same znaki zodiaku, ten sam rozmiar stanika. Nawijaliśmy o czym się dało, trochę o życiu, sporo o dziewczynach, ale najciekawiej nam się peplało o... facetach.

Ani z nas geje, ani transwestyci, ale takiego poziomu plotkowania o facetach nie powstydziłyby się nawet studentki kierunków humanistycznych. Nasze rozkminy unosiły się po całym Starbucksie przez bite 3 godziny i w sumie nie wiem czy nie unoszą się nadal, tyle że na fejsowych wallach, bo przecież cała ta hipsterska banda nie mogła nas nie słyszeć... Niech tam, obaj mamy to gdzieś, obaj mamy 5 lat nowych doświadczeń, więc gadamy o tym

czego wstydzi się współczesny facet?

I tak na dobry początek - tego, jak oddaje mocz. Sami byliśmy zaskoczeni zgodnością w tej kwestii, ale serio - myślicie że facet mając do dyspozycji muszlę, staje przed nią i sika? Facet siada, bo nie chce mu się stać. Nawet w centrach handlowych - kładzie papier (albo i nie) na deskę i siada. Co jest zresztą bardzo rozsądnym pomysłem, bo pozycja siedząca ułatwia przepływ moczu przez te wszystkie kanaliki. Kilku moich męskich znajomych i pan ginekolog (nie mój) potwierdziło tą wersję.

Tego, że lubi piwo z sokiem. Woli bez, ale to nie znaczy że malinowe mu nie smakuje. Tylko, że nie wypada w męskim towarzystwie zabarwiać sobie piwa czymś, co nie jest drugim piwem. Albo wiśniówką. Tak jakby piwo z sokiem miało mniejszego kopa niż bez. No ale jest słodkie, a prawdziwy facet pije gorzkie przecież. Przy kolegach rzecz jasna, bo w męsko-damskim miksie piwko z soczkiem już takim wstydem nie jest.

Tego, jak traktuje kobietę. A raczej jak ona jego traktuje, bo częściej to kobieta rządzi w związku choć facetowi wydaje się, że jest inaczej. Dlatego on usilnie i często żałośnie próbuje pokazać kolegom, że to on w domu rozdaje karty, a ona niech się cieszy że tak rzadko dostaje w twarz. Przykład? Dzwoni laska w środku imprezy. Po co? No przecież nie po to, żeby spytać czy mu alkoholu nie brakuje. Facet nie odbiera, bo to samo co usłyszy teraz, usłyszy też jutro, więc po co dwa razy dostawać zjebkę. "Nie było zasięgu" zawsze działa, a koledzy nie zadają zbędnych pytań.

Tego, że został porzucony. No bo jak tu się przyznać do porażki. Przecież kobiety rzucają tylko słabych, takich miętkim dydkiem robionych, takich którzy nie sprostali. Rzucają, bo zmieniają model na lepszy, więc logika podpowiada, że ten poprzedni był gorszy. Facet nie może tak się podłożyć kolegom i choć bardzo mu z tym źle i smutno, musi pokazać że to on ją wyrzucił z domu. W zasadzie wszelkie spekulacje ucina argument, że się puszczała. Ale nie każdy lubi jazdę po bandzie, więc ewentualnie może się przyznać... jednocześnie tłumacząc, że "ona chciała mnie zmienić, ja nie chciałem się zmienić, więc sobie poszła a ja jej nie zatrzymywałem". Jest to jakiś kompromis, tyle że to nadal nie jest prawda.

Tego, że ma dziewczynę. 10 lat temu chłopak miał dziewczynę i "chodził" z nią. Za rączkę. Dzisiaj młody, taki jeszcze nastoletni gówniarz nie ma dziewczyn. On ma koleżanki z którymi nie chodzi za rękę. Starsi mają przyjaciółki, ewentualnie znajome. A każda jedna służy przecież do tego samego. No ale to nie są dziewczyny.

Tego, że używa damskich kosmetyków. Nie przeszkadza mu żel o zapachu czekolady z karmelem, do golenia zarostu bierze różowego Wilkinsona, bo ostrzejszy, używa korektora do zakamuflowania pryszczy i kremu pod oczy w dzień i na noc. W dbaniu o siebie nie ma nic złego, tyle że męskie kosmetyki można przecież legalnie kupić w sklepie. Ale facet się wstydzi... Woli w zaciszu łazienki balsamować się damskimi i odkupić, kiedy się skończy. Że niby na prezent, że niby bez okazji...

Tego, ile zarabia. Okej, to nie jest tego typu wstyd, co poprzednie, bo to nie tyle obawa przed szyderą kolegów, co bardziej lęk przed utratą pozycji i może nawet szacunku w grupie. Dlatego właśnie dżentelmeni o kasie nie gadają. Nie gadają, bo nie ma na świecie faceta, dla którego kasa nie ma znaczenia. Tak, jak dla kobiet liczą się szmaty i która, co na siebie włoży, tak dla facetów priorytetem są pieniądze i to, co można na nie przeliczyć.

Tego, że kocha teściową. A przecież z definicji "teściowa" to osobnik, którego należy tolerować tylko dlatego, że ugryzł się w język i na ślubie nie wygłosił orędzia dlaczego ta para nie może się pobrać i dlaczego całą winę ponosi ON. Ergo, żeby przedwcześnie nie dostać Alzheimera czy innego Parkinsona, facet trenuje umysł wymyślając na poczekaniu dowcipy o teściowej. I co najlepsze - nie znam ani jednego nieśmiesznego :)

A wracając, większość facetów kocha swoje teściowe. Po prostu, ale często facet kieruje się też czystą pragmatyką - na wypadek różnych męsko-damsko-małżeńskich konfliktów lepiej mieć teściówkę po swojej stronie. Jak tego dokonać? "Pyszny obiad mamusiu" często załatwia sprawę ;)

Coś pominąłem panowie? A panie może macie jakieś swoje obserwacje? Czekam z niecierpliwością!

No i thx Krzychu za to inspirujące spotkanie, bo następne pewnie znów za parę lat.

// fotka pochodzi z bloga WeronikaRudnicka.pl