26 lip 2013

6 POWODÓW, DLA KTÓRYCH JEZIORO TO LEPSZA OPCJA NA URLOP


W ten weekend wyjeżdżam na pierwsze i pewnie ostatnie wakacje w tym roku. Ostatnie dlatego, że wolę nastawić się na to, że już nigdzie nie pojadę a potem być mile zaskoczony, że jednak jest inaczej. W każdym razie obieram bardzo egzotyczny kierunek i docelowym krajem, w którym spędzę urlop będzie... Polska. Bo z jednej strony nie stać mnie na zagraniczne wojaże, a z drugiej zbyt mało poznałem turystycznie nasz kraj, żeby wydziwiać. A dlaczego jezioro? Bo ani morze, ani góry.

A tak serio - jest parę powodów.

1. Pogoda, czyli temperatura. 

Latem nad Bałtykiem musisz nastawić się na upał w granicach 20-22 stopnie plus woda w morzu - jakieś 19. W górach z kolei siarczysty mróz - do 28-30 w cieniu no i nie ma wody. Chyba, że w basenie (ale to nie to samo) albo deszczówka po gwałtownej ulewie, którą w górach masz gwarantowaną (ale to też nie to samo). A jeziorko? Chcesz chłodniej - lecisz na północ, cieplej - na południe, polansować się - na Mazury. W Polsce jeziora są wszędzie i prawdopodobieństwo trafienia w najlepszy dla ciebie czas i pogodę jest zdecydowanie większe.

2. Odległość, czyli bliskość.

Bo sam decydujesz czy jedziesz nad pobliski staw, czy na oddalone setki kilometrów jezioro. One są wszędzie - duże, małe, ciepłe, zimne, czyste, brudne. A jeśli taki mieszkaniec Krakowa chce się urlopować nad morzem - nie za bardzo ma wybór i musi przejechać całą Polskę. To samo Gdańszczanin z ambitnym planem wejścia na Śnieżkę.

3. Ludzie, czyli tłumy.

Nad morzem turystów liczysz w milionach. Zjeżdżają ze wschodu, z zachodu tak jakby swojego nie mieli. Ma to swoje plusy, bo czujesz się jakbyś był co najmniej na Majorce, gdzie wszędzie na około tylko bitte i spasiba. Tylko pogoda ci przypomina, że jest inaczej. W górach ludzi jakby mniej, ale to dlatego, że schowani na szlakach. Ale jak już trafisz na taką kolumnę wspinaczy, to o kontemplacji przyrody możesz zapomnieć, a dane ci będzie jedynie podziwiać ich "profesjonalny" wygląd - złożony głównie z japonek, kosmetyczki i telefonu z aparatem. Jeziorko... ograniczona przestrzeń, człowiek zawsze wie czego się spodziewać - ot pomost, mała i mało piaszczysta plaża, woda bez dziwnych morskich stworów, a skąpe stroje idealnie dobrane do okoliczności.

4. Klimat, czyli natura.

Pobyt nad jeziorem - przynajmniej dla mnie - zawsze kojarzy się z namiotem. Ewentualnie z domkiem typu Brda. W każdym razie natura otacza się zewsząd i wszędzie daje o sobie znać - choćby w postaci komarów i kleszczy. Ale taki urok takich miejsc, co kto lubi. Grill, piwko... Wino, kobiety i śpiew. Woda wieczorem, która wydaje się być cieplejsza od tej w ciągu dnia. Skoki z pomostu na golasa. Nad morzem tego nie ogarniesz, w górach tym bardziej.

5. Pobyt, czyli wydatki.

Jedzenie nad morzem jest drogie, noclegi też. Ich ceny w ogóle nie są adekwatne do naszych nadmorskich atrakcji - za zimną wodę, skrajnie niepewną pogodę i odmrażaną rybę muszę zapłacić prawie tyle, ile za pobyt w takim Egipcie w całkiem niezłej klasy hotelu. Góry to zupełnie inna bajka i sam nie wiem czemu. Poza cholernie drogim Zakopanym, od Sudetów po Bieszczady bez problemu znajdziesz tanią kwaterę i tanio cię nakarmią, a za widoki, które masz za oknem gotów byłbyś zapłacić jeszcze raz tyle. No ale w górach sezon trwa cały rok i mogą sobie na to pozwolić. Jeziora mają najtrudniej, bo o ile znam kilku fanów śniegu nad Bałtykiem, to nie spotkałem jeszcze turystów spędzających ferie nad jeziorem. Dlatego ceny może i nie są niskie, ale i tak daleko im do lichwy z nadmorza.

6. Czas, czyli atrakcje.

To akurat rzecz najwzględniejsza z względnych, ale generalnie w wakacjach chodzi o to, żeby nabrać dystansu i złapać oddech. Tyle, że do tego trzeba pogody... Co z tego, że w górach piękne widoki, kiedy przez tydzień pogoda nie pozwala ci ich oglądać. Co z tego, że kochasz godzinami leżeć na plaży, kiedy przez cały twój pobyt słońce nie wychodzi zza chmur. 9 na 10 ludzi jedzie nad morze / w góry w konkretnym celu - opalić tyłek tudzież wejść na szczyt i spojrzeć w dół. Pogoda może skutecznie pokrzyżować te plany, a kurorty mają to do siebie, że rozleniwiają człowieka, który chodzi od knajpy do knajpy licząc po drodze na powrót lata. Jezioro, paradoksalnie przez brak atrakcji, zmusza nas do ich poszukiwania, kiedy okazuje się, że TVN walnął się w obliczeniach. Jezioro "nie trzyma" nas tak mocno, jezioro to nigdy nie jest taka wyprawa, jak nad morze czy w góry (wyjątkiem trasa ze Zgorzelca na Mazury z jachtem na przyczepie). A ja nie lubię długich przygotowań i tego całego bałaganu po wszystkim.

Zresztą... Jedne z najlepszych chwil mojego życia spędziłem właśnie nad jeziorem ucząc się żeglarstwa, a potem samemu żeglując. Miałem wtedy 17 lat, trafiłem w dobre miejsce, na dobry czas i ludzi. To chyba to. Dlatego jeśli pewne rzeczy wydają się wam naciągane (choć nie powinny), to przez sentyment. Od tego nie da się uciec i ja też wcale tego nie chcę. Więcej - ja nad jezioro kiedyś wrócę i będę miał na nim swoją łódkę. Najlepiej blisko gór i niedaleko morza.


A jak wasze urlopy, gdzie Was niesie? Zawsze w to samo miejsce czy za każdym razem coś nowego?