5 kwi 2013

KOMINEK O ZAWIESZONEJ, CZYLI JAK SKUTECZNIE UTRACIĆ WIARYGODNOŚĆ


Dzisiaj miałem się z wami podzielić bardzo spontaniczną i zacną inicjatywą, o której jeszcze wczoraj mało kto słyszał. No właśnie, to było wczoraj. Bo dziś internety o niej huczą i na fejsie co chwilę wyświetlał mi się post w temacie zawieszonej kawy.

Jeśli jeszcze nie słyszeliście - w skrócie wygląda to tak, że idziecie sobie do kawiarni, która bierze w tej inicjatywie udział. Załóżmy, że jest was dwójka. Kupujecie 3 kawy - 2 dla siebie, a 1 zostawiacie w barze 'na zapas' dla kogoś, kogo na taką kawę nie stać (teoretycznie). Ot cała filozofia. Zawieszoną może sobie wziąć każdy, niezależnie od statusu społecznego. Taka jest idea - ma być social. A więcej o samej akcji możecie dowiedzieć się na fanpage'u zawieszonej kawy.

Z moich fejsbukowo-blogowych obserwacji wynika, że dla 99,9% ludzi to sympatyczna, warta pozytywnego rozgłosu inicjatywa. Od wczoraj masa nowych kawiarni przyłącza się do akcji. I ja też jestem jak najbardziej za. Prosty pomysł, zero strat, same zyski. Ale jest ta jedna setna procenta, która musi pokazać, że jest inaczej. To Kominek i jego wyznawcy.

Jakiś czas temu pisałem, że nie ma nic złego w wylewaniu z siebie skrajnie kontrowersyjnych poglądów, o ile jest się w stanie je później obronić. To nie jest trudne, bo jeśli serio wierzycie w istnienie kosmitów, to pokażecie mi setki przykładów, które mogą to potwierdzać. Nieważne jaka jest prawda, ważne że w to wierzycie. To samo z religią i wiarą w różnych bogów.

I teraz do Kominka.

Niestety po raz kolejny zapominasz albo zwyczajnie nie rozumiesz tej prostej zasady. Widzisz temat, którym jara się cały internet, wyłączasz myślenie i grając rolę opiniotwórczego guru, jednak robisz z siebie idiotę. Bo jak inaczej określić Twoją pseudoargumentację o żebrakach i Macbookach? Z braku tych logicznych, jeden i drugi wyciągnięty z dupy. Ale nie to jest najgorsze. Słabe jest to, że Ty doskonale rozumiesz ideę. I oboje wiemy (ba, wiemy to wszyscy), że żaden żebrak ani bezdomny prawdopodobnie nigdy nie dowie się o sopresso, bo to akcja internetowa i taki 'śmierdziel' raczej nie śledzi fejsa, nie znajdzie się też żaden życzliwy, który mu o tym wspomni. Nie masz rozsądnych argumentów - nie twórz ich na siłę. Ludzie to widzą, serio.

Zresztą zadziwia mnie, jak bardzo zdecydowanie i z premedytacją kładziesz na szalę swoją wiarygodność jako blogera. Bo niepohamowaną chęć bycia na szczycie i na ustach tłumu doskonale rozumiem. I cenię. Ale próbujesz to osiągnąć jednocześnie ten tłum okłamując. Wybacz, ale sztuczność Twojego wpisu tak bardzo widać i ona tak bardzo razi... Twój tekst jest bardzo krótki, ale jednocześnie tak bardzo ocieka fałszem. Myślę, że nawet Fakt powstydziłby się wypuścić tak nienaturalny osąd.

Powiedz, czy utrata wiarygodności naprawdę jest ceną, którą warto zapłacić za bycie na językach? Ten wpis z pewnością pobije rekordy - i odsłon, i komentarzy. Tyle że połowa, jak nie większość już została skasowana - w tym mój - bo godziła w Twoje ego. 



Facebook też oszalał pod Twoim postem, którym (znów na siłę) próbujesz udowodnić wszystkim zbanowanym, że to oni nie mają mózgu bo nie rozumieją przekazu... Słabe, bo przekaz był bardzo jasny i nawet dla przeciętnego gimnazjalisty Twój wpis kupy się nie trzyma. Poza tym - na 46 najwięcej lajków zebrała moja odpowiedź. To coś znaczy.



Może chciałbym wierzyć, że miałeś słabszy dzień, ale trochę byłoby ich wtedy za dużo. Ale muszę Ci przyznać, że masz (miałeś?) masę inteligentnych czytelników, których co prawda zbanowałeś, ale pokazali choćby przez parę sekund, że nie podoba im się to, co im zaserwowałeś - tekst pod (głupią) publiczkę. Twoje prawo pozbyć się 'prostaków' negujących Twoje poglądy. Ale oni zanegowali kłamstwo, nie pogląd.

I to śmierdzi bardziej, niż żebrak w autobusie.



A Wy macie jakieś zdanie w tym temacie? Piszcie.