Szlag by to, wygrana jeszcze nigdy nie była tak blisko! 30 baniek przeszło mi koło nosa - ledwie parę ulic dalej, w tej samej dzielnicy. Kasa była na wyciągnięcie ręki, zabrakło tylko trochę... chęci.
No właśnie nie szczęścia, bo nie grałem. Skreśliłem te numerki może 10 razy w życiu. Oczywiście za każdym razem, kiedy była jakaś mega rekordowa wygrana, bo przecież o dwa miliony nie opłaca się grać. Nie dla mnie, ignoranta, takie rzeczy.
I tak serio to oprócz tego, że naprawdę nie lubię takich pseudo-gier (gra to może być na konsoli, ewentualnie stary dobry saper), nie lubię też uprawiać wycieczek po marketach w poszukiwaniu promocji (smart-shopping jest ostatnio bardzo trendy) i nie kręci mnie pytanie znajomych czy mają dla mnie 'coś', żebym sobie mógł dorobić.
A moja motywacja do takiego zachowania jest prosta - poświęcając czas i pieniądze na próbę polepszenia sobie życia metodami ultra prostackimi, w tym samym czasie nie tworzymy niczego, co chociaż w małym procencie przybliży nas do realizacji naszych marzeń. No chyba że ich szczytem jest utrzymanie życiowego status quo.
Piszę z perspektywy gościa, który mając rodzinę i kredyt na chatę nie może sobie pozwolić na tygodniowy wyjazd nawet nad polskie morze. Bo raz, że etat i dwa, że kasa na tym etacie. Nie narzekam, bo mógłbym dorabiać, ale to jest właśnie to o czym piszę - mając dodatkowe zajęcie i jakieś z tego dodatkowe pieniądze, jednocześnie nie rozwijam siebie w tym kierunku, który da mi poczucie niezależności i materialnej satysfakcji. Gra w totka to jeszcze lepszy przykład, bo opieranie swojego sukcesu na sześciu konkretnie ułożonych cyferkach jest już skrajnie głupie. Co zresztą widać po ludziach, jacy stoją w kolejce i trwonią każdy zarobiony, ukradziony albo wyżebrany grosz na kolejny kupon.
Szczerze Wam powiem - wolę zostać w domu, a jak i tu nie ma spokoju to usiąść na kiblu i obmyślać plan działania na mój osobisty sukces. Albo wyjść na kawę i pogadać z kimś wartościowym, bo z tego też może narodzić się pomysł na zdobycie świata. Kiedyś się uda. Ale nie zamierzam marnować czasu na robienie kolejnego projektu na umowę o dzieło, na bieganie od marketu do marketu w poszukiwaniu 30 gr różnicy w cenie albo na 0,0000072% szansy trafienia szóstki.
Może to wygląda na jakieś tłumaczenie się ze swojej aktualnej pozycji życiowej, ale nie... Sukces zawsze jest uwarunkowany obraniem właściwej drogi, ale dopiero osiągnięcie go powie nam czy to był trafny wybór. Mój jest świadomy, więc mniemam że jest i dobry.
A czym dla Was jest sukces? Już go osiągnęliście czy tak jak ja jesteście dopiero na etapie planowania?
Piszcie w komentarzach!