23 wrz 2013

JAK NIE DAĆ SIĘ MAFII ROWEROWEJ


Ci co śledzą mój fanpejcz wiedzą, że skradziono mi rower. Bo taki to jest kraj, że mając rower tak naprawdę prosimy się o to, by ktoś go nam ukradł. W zasadzie z roweru nie powinniśmy w ogóle zsiadać, żeby mieć pewność, że pozostanie nasz. Chociaż nie - jak rower będzie tego wart, to po mordzie też mogę dostać.

Tak czy siak, jesienne dojazdy do pracy szlag trafił. Wiosną pomyślę o nowym, ale już teraz trochę się boję, że i tak mi go zapieprzą. Coś na zasadzie "nie wychodź z domu, bo ci cegła na łeb spadnie". Ech starość...

Nie. Takie czasy.

Kilka dni po tej stracie zagadał do mnie sąsiad z klatki obok. Mówię mu, ze zrobili mi włam do piwnicy. A on, że to dla niego żadna nowość, bo jemu trzy z piwnicy wyciągnęli kiedyś. I dwa w terenie ukradli jak zakupy robił. 

No dobra, dał się porobić 5 razy więcej ode mnie i zwycięzcą to on raczej nie jest. Frajer - myślę sobie, ale słucham dalej.

- Masz mnie pewnie za frajera (nie no, sąsiedzie...), ale to było dawno. Teraz mam rowerek już dobre trzy lata (fakt, sporo...) i nikt się na niego nie rzuca ani nawet oka nie zawiesi. Spokojny jestem o niego jak nigdy. Ale pięć rowerów musieli mi zajumać, żebym się ogarnął. I ty masz dziś szczęście, że się tu spotykamy, bo ja ci powiem co masz robić żeby ci kolejnego nie zapieprzyli.

Oj, będzie się działo. Pewnie po latach doszedł do wniosku, że Wigry to jest to i nie dziwota że ludzie odwracają wzrok.

- Masz pięć opcji - mówi.

Nie mieć roweru.

Takiej rady to ja się nie spodziewałem. Choć może powinienem. Ale sąsiad to raczej nie ten typ wizjonera-filozofa po wódce, więc coś w tym może być. Bo zawsze, kiedy cokolwiek posiadasz, musisz liczyć się ze stratą tego czegoś. Cholernie pesymistyczna i destrukcyjna wizja świata, ale prawdziwa. Ehm, prawa Murphy'ego też nie wzięły się znikąd, ale tej opcji akurat nie biorę pod uwagę. No bo czym ja będę po chodniku jeździł i pieszych drażnił?

Mieć stary rower.

Wiedziałem, czułem że to powie. Ale zaraz mnie naprostował, że to nie chodzi o Wigry czy inny składak. Tyle, że im prostsza konstrukcja, tym spokojniejsze życie. Na złodziei działają przecież takie rzeczy jak marka, amortyzatory czy nawet gruba rama. Jak rower jest za czysty to też nie dobrze. Zresztą to widać, co można drożej na giełdzie sprzedać. Dlatego mam brać taki, żeby nie było widać. Hmm... genialne w swojej prostocie.

Założyć alarm.

Tu myślałem, że żartuje, ale faktycznie w necie można kupić takie wynalazki. Właściwie logika sama podpowiada, że tak powinno być, ale że tak jest? I podobno nie tylko zapaleni kolarze z maszynami za pięć patyków używają takich zabezpieczeń. Zostawiasz rower gdzie chcesz, a jak ktoś się nim zainteresuje, to po prostu o tym usłyszysz. A jak nie ty, to inni usłyszą i o to w tym wszystkim chodzi.

Ubezpieczyć.

Nawet taki za 500 zł, jeśli traktujesz go jak członka rodziny. Bo to są grosze, a w razie co za pieniądze z ubezpieczalni adoptujesz sobie nowego. No rozsądnie. Tyle, że z tego co pamiętam i działa chyba tylko w kombinacji kradzież + włamanie  (co by mi akurat pasowało, ehm, ale jak zwykle mądry Polak po szkodzie). Zwykłe buchnięcie roweru spod sklepu raczej nikogo nie przekona, bo przecież równie dobrze sam mogłeś to zrobić i zażądać odszkodowania. Wiadomo, pierwszym podejrzanym zawsze poszkodowany. Polska.

Korzystać z roweru miejskiego.

W końcu mieszkam w dużym mieście. Choć jeszcze 2 lata temu człowiek mógł tylko pomarzyć o takim komforcie. To znaczy komfort jak komfort, nie wszędzie wsiądziesz i nie wszędzie go zostawisz. Ale doceniam, że jest i widzę że ludzi to wciąga. Nawet mimo fatalnego ułożenia ścieżek rowerowych. Ale 2 zł za godzinę robi różnicę, szczególnie że za 2 złote nie kupisz nawet najtańszego biletu na tramwaj, którym zresztą i tak nie da rady przejechać całego miasta w godzinę. Rowerem bez problemu.
Jest to jakaś opcja, ale póki co za bardzo ogranicza, więc nie jest dla mnie. Muszę mieć swój i być niezależny od czasu i automatów.

- A co z zabezpieczeniem, takim na ulicę? - pytam sąsiada. Bo nic nie mówisz. Pewnie jakieś takie stalowe, hartowane, ciężkie, nieporęczne...
- A ile zamków musieli obejść, żeby dostać się do twojej piwnicy? No trzy, więc sam widzisz. Nie ma idealnej blokady. Jak chcą, to ukradną i nie ma bata. Ty możesz jedynie zminimalizować jakoś to ryzyko i liczyć, że facet się wystraszy.

Z jednej strony pocieszył mnie, że i tak nie miałem szans. No i wkurzył, bo to oznacza że nigdy nie będę ich miał.

Ale dowiedziałem się wczoraj, że ponoć w Szwajcarii też kradną. Tyle, że tam jest bogaciej.