6 maj 2013

GASTRONOMICZNA MAJÓWKA PO KOŁOBRZESKU

Nie żebym sobie postanowił przeżyć majówkę bez choćby kawałka grillowanej kiełbasy, ale tak wyszło. Pewnie nie mnie jednemu się nie powiodło, więc hipsterem nie jestem. Chyba byłbym bardziej, gdybym będąc nad morzem (a byłem) nie zjadł smażonej ryby. Co też mi się już zdarzało, ale jak człowiek głodny, dzieciaki głodne to nad samym morzem wybór dań obiadowych ogranicza się do loda/gofra albo właśnie ryby z frytkami.

Ryby, która pomimo że ją rybacy wyławiają z morza obok, kosztuje tyle, ile jakiś kalmar albo inny homar sprowadzony skądś tam. No nieważne, wiadomo jak jest - tubylcy muszą przez te 4 miechy zarobić na resztę miesięcy posuchy. Grunt, żeby za bardzo nie żałować wydanej kasy na nie wiadomo jak przechowywanego i smażonego dorszyka. I tu spotkała mnie pierwsza pozytywna - z tych gastronomicznych - niespodzianka. Ryba marki 'dorsz' była obłędna.

W snach bym nie podejrzewał, że przy głównym, nadmorskim bulwarze, w samym turystycznym centrum Kołobrzegu, w kompleksie przypominającym pasaż handlowy z poprzedniej epoki znajdę knajpę, w której przyrządzą mi rybę idealną. W miejscu, które bardziej przypomina McDonald'sa niż typową nadmorską smażalnię - sam wystrój plus typowa dla fast-foodu otwarta na widok publiczności kuchnia, spocona od naporu klientów obsługa i przy tej masie ludzi nadzwyczaj szybka wydawka. Kto by pomyślał, że w takim miejscu można tak dobrze zjeść? Bo to nie jest znana knajpa - działa dopiero od tego roku. I dlatego tym bardziej 'Barowi Turysta' przy Reymonta należy się piąteczka.



To było moje odkrycie, a teraz coś co ja i mieszkańcy osiedla na Wschodniej znają doskonale - bar mleczny przy Tarnowskiego vis a vis Biedronki. Nie ma nazwy, nie ma strony w necie, nawet mapy Google nie łapią tego lokalu. Ale on jest i panie kucharki naprawdę umieją i lubią tam gotować, bo każde danie jest warte swojej ceny. A nawet wyższej, ale w tą stronę negocjował nie będę. Tanio, smacznie, jak u mamy albo babci etc. I tak właśnie powinny się prowadzić bary mleczne - celowa rezygnacja z wygody i komfortu na rzecz jakości jedzenia to jest to, o co w tym biznesie chodzi. Piąteczka.



Polecam też miasta i miasteczka, w których odbywają się okazjonalne imprezy sportowe. W Kołobrzegu trwał akurat maraton i na mecie rozłożyło się kilka stanowisk z jedzeniem, które - jak się okazało - nie były przeznaczone jedynie dla maratończyków. Brał, kto chciał i za darmo :) Dzięki temu niecodziennemu jak na polskie warunki zjawisku, udało mi zjeść dwie pełne miski łososiowej po dygowsku! Początkowo myślałem, że rozlewają zwykłą grochówkę albo krupnik, żeby tanio było (bo dla tłumu). A tu proszę, trzecia już pozytywnie zaskakująca sytuacja - tym razem z zupą na bogato, bo w składzie były kawałki łososia (wcale niemałe i nie mało), papryka, pieczarki plus standardowo marchew i ziemniaczki. Pan nie chciał mi zdradzić tajemnicy przygotowania, bo to jakiś z-dziada-pradziada przepis. Ale! Zamysł jest, składniki są, internety chodzą więc możecie sobie taki rarytas zgotować sami. Smaku i tak wam nie opiszę, więc co to za różnica. Piąteczka mówi sama za siebie.



Ostatnią tu, a pierwszą w rzeczywistości gastronomiczną przygodą był burger w Gospodzie Podzamcze w Starym Drawsku. Też świeżutka knajpka, co widać po niewyblakłych jeszcze kolorach ścian budynku. Nie byłem wtedy jakoś przesadnie głodny, ale przetestowania burgera w pomorskim wydaniu nie mogłem sobie odmówić. 8 złotych szału nie robi i może nawet trochę odrzuca, ale musiałem się przekonać. I powiem wam... piąteczka! Lepszy, pełniejszy, smaczniejszy od tych w Poznaniu za 13 zł w najtańszej opcji. Ja wiem, że nie ma co porównywać cen z dużego miasta do tych na wioskach, ale jednak. Byłem mega zadowolony, z faktu skonsumowania prawdziwego burgera za nieduże pieniądze i za którego - tak jak wcześniej w barze mlecznym - mógłbym zapłacić spokojnie więcej i nie czułbym się wydymany. Jak będziecie przejeżdżać - MUST-GO-TO. A dodatkowym atutem Gospody jest jej położenie - 20m do jeziora, a na nim sunące jachty i łabędzie. Do tego plac zabaw na powietrzu i nie ma obaw, że dzieciaki pomrą z nudów patrząc na wasze burgery.




Do fotek dołączyłem mapki, co by łatwiej Wam było trafić. A że zbliża się sezon i Kołobrzeg co roku jest celem urlopowym masy ludzi, to jest spora szansa, że i Wy się w tej masie znajdziecie. Wtedy zajrzyjcie ponownie - notka będzie tu na Was czekać.




A jakie są Wasze majówkowe przeżycia gastronomiczne?