24 wrz 2012

FRAJERA DO OPIEKI NAD DZIECKIEM OD ZARAZ ZATRUDNIĘ


Znów chcieli dobrze i znów spieprzyli. Idea całkiem rozsądna - ciągniemy dwie sroki za ogon, czyli pomagamy i bezrobotnym, i rodzinom z dziećmi. Wszyscy będą zadowoleni, a szczególnie ci, którym słupek poparcia znów urośnie. O co chodzi? Ano o zapowiadany od jakiegoś czasu (po cichutku) rządowy plan, w którym rolę przepełnionych żłobków miałby częściowo przejąć tzw. dzienny opiekun.

Wystarczy, że ma wykształcenie pedagogiczne, doświadczenie w pracy z dziećmi albo ukończy kurs i już może podjąć pracę swoich marzeń. Zapewne chciałby więcej, ale może przyjąć jedynie piątkę dzieciaków pod swój dach. No dobra, przeboleje jakoś tę stratę. A potem to już tylko zabawa, uśmiechnięte i grzeczne małe szkraby, każde woła jeść/pić/siku/kupę o czasie doskonale wiedząc, że nie można psuć opiekunowi szampańskiego nastroju. Wieczorem siada zrelaksowany (no przecież nie wychodził z domu) na kanapie, włącza laptopa i liczy jak mu za "nicnierobienie" państwo wypłaca górę pieniędzy. Haha.

Swoją drogą, ciekawe jak monitorują "doświadczenie w pracy z dziećmi". Idzie taka 50-letnia babka do urzędu i mówi, że wychowała trójkę dzieci. I to jeszcze w stanie wojennym, więc co to dla niej gonić dziecko po mieszkaniu, skoro 30 lat temu to ją po ulicach ganiała ubecja. I to byłby jeszcze najmniejszy problem, bo i tak pewnie chodzi o doświadczenie w papierach. Czyli, panie i panowie od zawsze zajmujący się domem i wychowywaniem dzieci, zapomnijcie. Nie dla psa kiełbasa.

Wracając do głównego wątku, różne miasta w Polsce ogłosiły nabór na takich opiekunów. I co? Nic, bo chętnych można policzyć na palcach jednej ręki. A dlaczego tak? Może dlatego, że znów ktoś zupełnie olał marketingową stronę takiego przedsięwzięcia. Ja, na przykład, dowiedziałem się o tym pomyśle z dzisiejszego Metra i to w kontekście tego, że jest słabo. Akurat tę gazetę wkładają mi do ręki codziennie i codziennie czekając 20 minut na przystanku z konieczności do niej zaglądam. I nie przypominam sobie, żeby ten pomysł ktoś wcześniej nagłaśniał. Okej, mogłem coś przeoczyć, ale Internet też milczał. Bosze, kogośmy wybrali? Nawet, jakby chcieli nam pieniądze na ulicy rozdawać, to nikt by się o tym nie dowiedział. A już na pewno nie z mediów. Może ktoś to zamieścił na jakichś rządowych stronach, ale jaki normalny człowiek bez przymusu tam zagląda? Właśnie.

No dobrze, a ile dają? Zależy od miasta. Stolica rzuca 2700 zł brutto za przygarnięcie piątki maluchów. Miesięcznie. No to liczymy: po odliczeniu składek i podatku w ręce zostaje prawie 1950 zł. Opiekunka ogłaszająca się w Internecie bierze, powiedzmy, te 12 zł za godzinę (jak na Warszawkę, to stawka i tak zaniżona). Zajmując się dzieckiem przez 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu przez cały miesiąc, wyciągnie 1920 zł. JEDNYM dzieckiem! Weźmie drugie i robi się różnica. Nie musi się też spowiadać przy każdej okazji urzędnikom z tego, co robi. Nie musi wypełniać tony urzędowych papierów i nie musi na to tracić czasu. Tyle, co na wrzucenie ogłoszenia do sieci. Do sąsiadów wpadnie kontrola i zapyta kim jest ta jedna, co chce miastu pieniądze zabierać na dzieci jakieś. A jak się z sąsiadem dobrze nie żyło, to dupa blada. I nie jest to praca dodatkowa, którą z czystym sumieniem (no prawie) można za chwilę rzucić, jak się zajmowanie dziećmi nie spodoba. Kula u nogi na 2 lata co najmniej.

A to nie koniec zakrętów, bo trzeba jeszcze spełnić jakieś warunki mieszkalne. Tego akurat nie doprecyzowali, ale to daje jeszcze jeden powód, dla którego ludziom może nie chcieć się użerać z urzędem. Pani za biurkiem wstanie rano prawą nogą - klepnie wszystko, co jej podsuniesz. Wstanie lewą - wyrzuci cię za drzwi i to jej dopiero poprawi humor. Poza tym, komu łatwiej jest zapewnić godne warunki do "przechowania" dziecka? Ludzie, którzy mają własny dom, mieszkanie, wolne pokoje, kasę na zabawki nie potrzebują takiego zarobku, bo mają lepszy. A bezrobotni mają nic albo niewiele, do tego mieszkają w dzielnicach, gdzie żule, osikane klatki, zasrane chodniki i inne takie patologie to norma. I kto takiemu odda dzieciaka? Już nie mówiąc o tym, że i tak nie przepuściliby takiego kandydata przez sito. I o ile w ogóle by się tam pojawił.

No więc ja się pytam: dla kogo, kuźwa, robiona jest ta cała szopka? Niepoważni ludzie mają natychmiast przestać się zajmować poważnymi rzeczami. To jest apel. Nie można tylko chcieć dobrze, a potem niech samo się dzieje i niech się plebs z tego cieszy, co pan wymyślił. To tak, jakby pójść do kibla, postawić klocka, ale nie zdjąć przy tym majtek. Pomysł dobry, ale wykonanie marne. I śmierdzi.